2M62-1114 basowo pomrukując odpoczywa na stacji w Worochcie po przyprowadzeniu z Kołomyi ostatniego pociągu osobowego w ciągu dnia. Chwilę później obsługa zgasi ostatnie światła w maszynie i uda się na kilkugodzinną drzemkę do widocznych wagonów, aby chwilę po 4 wyruszyć z pociągiem odwrotnej relacji. W tle widać pochłonięte mrokiem kontury Karpat.
Trochę dłuższy opis dla zainteresowanych... Był to pierwszy dzień naszej jesiennej 5-dniowej wyprawy na Ukrainę z Maxem. Po niemal 24-godzinnej podróży z Poznania do Worochty, a następnie ponad 20 km pokonanych pieszo z pełnym ekwipunkiem po przyjeździe w celu sfotografowania jeszcze 4 pociągów tego samego dnia w końcu udaliśmy się na zasłużony odpoczynek do naszego pensjonatu. Lokalizacja była wręcz wymarzona, gdyż znajdował się on 50 m od stacji, którą było nawet widać z okna. Po gorącym prysznicu i rozpakowaniu przyszedł czas na ukraińskie piwko prosto z lodówki. Niepostrzeżenie zleciało kilka dobrych godzin i zbliżał się czas przyjazdu do Worochty ostatniego pociągu w dobie - osobówki z Kołomyi. Były 3 opcje zestawienia tego składu: Czmelak z D1-ką, niebieski Gagar z DPŁ-ką lub szynobus. Dochodziła godzina 23. Strasznie nam się już nie chciało ruszać z nagrzanego pokoju w zimno panujące na dworze, a tym bardziej z myślą o porannej pobudce przed 6. Na szczęście, jak zawsze w takich przypadkach, zdecydował najmocniejszy argument - "jak już przyjechaliśmy tak daleko, to trzeba, może już nie być okazji do powtórzenia". Z trudem więc się zebraliśmy i poszliśmy na stację. Całe szczęście, że tak blisko ;) Niebawem pojawił się wyczekiwany skład z Gagarinem na czele. Wśród wszechobecnej ciszy słuchać było tylko basowy pomruk lokomotywy i przyjemne dla ucha rozmowy ukraińskiej obsady, która dość szybko zainteresowała się dwoma postaciami za statywami, ze skierowanymi w ich stronę aparatami. Mimo kompletnej nieznajomości języka wdaliśmy się w krótką pogawędkę, w której dowiedzieliśmy się między innymi o tym, że panowie nocują w wagonach. Powiedzieliśmy im, że przyjechaliśmy na ich pociągi aż z Polski, bo u nas już takich nie ma. Wtedy uśmiechnięty mechanik zaczął nam pokazywać ozdobne detale na lokomotywie (czerwono-białe akcenty, flagi ukraińskie w kabinie czy napis lokomotywowni "Kołomyja" z boku lokomotywy). "Koniecznie muszą być widoczne na zdjęciach!" - zaśmiał się. Po zrobieniu jeszcze kilku innych ujęć, nie zabierając więcej cennego czasu na odpoczynek obsadzie, udaliśmy się z powrotem do naszego domku. Następny dzień bowiem miał dostarczyć jeszcze większych wrażeń ;)
Dodano: 29.11.2020 21:56
|