W to miejsce jakoś specjalnie daleko nie mam, co najwyżej miałem zwykle gdzieś daleko do zapału, by się wybrać. Jakoś rejon kojarzył mi się z masą bramek, pustym polem z drogą przy torach i nowym wysokim peronem z różowymi płytami. Nic, co uważałbym za godne szczególnej uwagi.
Trafiłem tu wreszcie za namową znajomego, który jeździ w to miejsce od wielu lat. Twierdził, że zna to miejsce jak własne podwórko i nie spodziewa się, by ktoś, kto tu nie przyjeżdża zbyt chętnie wymyślił coś nowego... Powiem, że to zdanie zabrzmiało jak zaproszenie na swego rodzaju wyzwanie, które sprawiło, że zapał do wyjazdu na tę stację wreszcie znalazłem. Niczym w klasycznym westernie, zjawiłem się w południe. Po tym zdziwienie znajomego wzrastało. Z bagażnika wyjąłem drabinkę, cofnąłem się od toru na ile się dało, by z okolicznych zarośli widać było pociągi. Moją uwagę przykuł ten krzak o czerwonych liściach. Pozostało czekać, aż nadjedzie pociąg, co akurat tam następuje dość szybko. Tu akurat ET22-1146 z kontenerami jechał w stronę Tczewa. Jesienne zarośla sprawiły, że jednak znajomy stwierdził, że da się tę okolicę pokazać zupełnie inaczej.
Zapał na wyjazd na przystanek w Różynach mam nadal.
Dodano: 24.10.2021 23:30
|