To zdjęcie jest słabe. Z czasów kiedy jeszcze nie interesowała mnie kolej - więc zostało zrobione przypadkiem. Jakim cudem się uchowało na dysku, nie wiem.
Wiem za to jak działa koniec sierpnia, świadomość kresu czegoś, pałętanie się nie tam gdzie powinno. Uczucie, że nadchodzi coś nowego i niezbyt dobrego. Krok za krokiem przez miasto, w ostatkach ciepłych dni. Spróchniałe podkłady pod podeszwami trampków i zielone zaolejone maszyny sunące w jedną i drugą.
Gdy za dziecka jeździliśmy do sadu do dziadka, często staliśmy na przejeździe, obok którego była górka rozrządowa. Sznurek samochodów, dzieciaki pod szlabanami z firanką, a przed nimi co chwilę sunęły beczki, pewnie z pobliskiego Polmosu. Często manewry prowadziła Trumna, maszyny które zniknęły z krajobrazu kolejowego dawno temu. Ogromne, spocone, z charakterystycznym zapachem oleju, smaru i paliwa. Budziły we mnie lęk. Stało się kilkanaście, czasem dziesiąt minut, a mnie zastanawiało tylko jak taki wagon zahamuje.
Widziałem z daleka szopę i chciałem tam kiedyś pójść. Zawsze coś mnie ciągnęło do takich miejsc. Brudnych, wysłużonych, technicznych. Gdzie podłoga to błotnista olejowa maź, a pod ścianami na regałach leżą niezniszczalne narzędzia. Gdzie dach przecieka, śnieg zawiewa każdą szczeliną i można przemarznąć na kość.
Do szopy w Lesznie pierwszy raz poszedłem jakieś trzy lata temu. Wiele się nie pomyliłem.
Dodano: 11.10.2016 08:58
|